50 nowych przypadków zakażeń koronawirusem w miniony czwartek, 52 w piątek, 46 z wczoraj na dziś. W kontekście danych z czerwca, kiedy to liczba nowych zakażeń utrzymywała się poniżej 10 dziennie przez ponad 3 tygodnie, nie wygląda to dobrze...
Czy w Luksemburgu zaczyna się ziszczać najczarniejszy scenariusz tzw. „drugiej fali” pandemii? Może zbyt wcześnie na takie pesymistyczne prognozy, ale też przypomnijmy sobie, jak sie to wszystko zaczęło, kiedy wzrost zakażeń w Europie (a i w Luksemburgu) w pierwszych dniach marca nie był jeszcze tak dramatyczny i wiele osób bagatelizowało ten fakt, przekonując, że nic takiego jak epidemia nam nie grozi...
Luksemburg nie wpada w panikę, ale rząd zaczyna się zastanawiać nad ponownym wprowadzeniem pewnych obostrzeń. Jeszcze przed weekendem zebrał się w tym celu Parlament, by omówić bieżącą sytuację i wyciągnąć jak najszybciej właściwe wnioski. Z tego, co ustalono, wynika, że powrót do największych ograniczeń z marca (ponowne ogłoszenie stanu wyjątkowego, wprowadzenie totalnego lockdownu) raczej nam nie grozi. Nie zostanie też zatrzymana gospodarka, nie przewiduje się także zawieszenia normalnej działalności szpitali i ponownego utworzenia szpitali jednoimiennych. Jednak tym razem i to całkiem poważnie, rozważane są rozwiązania ingerujące w – dotąd „świętą” przestrzeń prywatną mieszkańców Luksemburga. Jednym z takich rozwiązań miałoby być wprowadzenie obowiązku instalowania na smartfonach tzw. Tracing App, a więc aplikacji, które pozwalałyby na śledzenie posiadacza telefonu, co w szczególności służyłoby do kontrolowania osób znajdujących się na kwarantannie oraz zakażonych, ale także mogłoby pozwalać na wykrywanie większych skupisk ludzi oraz sprawdzanie czy ludzie, przemieszczając się, zachowują obowiązujący odstęp 2m. Z drugiej strony rozważa się wprowadzenie takich zapisów ustawowych, które pozwolą policji na kontrolowanie przestrzeni prywatnej obywateli, np. naloty na imprezy organizowane w prywatnych domach w celu kontroli czy uczestnicy tych imprez zachowują narzucone środki ostrożności (co najmniej maski + dystans, ale też ograniczenia wynikające z max. dozwolonej liczby osób, które mogą się spotkać w jednym miejscu, etc.).
Trudno się dziwić takim projektom, jeśli spojrzeć na to, co się dzieje w Luksemburgu po zniesieniu niektórych obostrzeń po wygaśnięciu pierwszej fali pandemii. Ludzie – podobnie jak w innych krajach – zmęczeni siedzeniem przez kilka tygodni w domu, zaczynają nie tylko korzystać w pełni z odzyskanej częściowo swobody, ale też w wielu przypadkach przekraczać nadal obowiązujące ograniczenia.
Największą plagą stają się nielegalne imprezy. I to zarówno w lokalach, jak i „na łonie natury”. W przypadku tych pierwszych największym grzechem właścicieli lokali (ale przecież też i uczestników tych imprez) jest nieprzestrzeganie ograniczeń dotyczących maksymalnej liczby osób, niezachowywanie dystansu, nienoszenie masek, swobodne poruszanie się gości po całej przestrzeni lokalu (pamiętajmy, iż zgodnie z obowiązującymi obostrzeniami, w lokalach gastronomicznych goście mogą wyłącznie siedzieć przy stolikach, możliwe jest przemieszczanie się po lokalu – i to wyłącznie w masce – jedynie by wejść, wyjść względnie skorzystać z toalety). Obecne przepisy nakazują także zamykanie lokali gastronomicznych i rozrywkowych nie później niż o północy i ten nakaz też w przypadku wielu lokali był łamany. Nielegalne imprezownie pojawiają się w wielu miejscach Wielkiego Księstwa i bynajmniej nie przoduje w tym procederze stolica. W policyjnych rejestrach pojawiają się takie miejscowości, jak Schifflange czy Bettembourg, gdzie liczni goście bawiący się w najlepsze przy barze i bez masek, czmychali tylnym wyjściem, jak tylko pojawił się patrol policji. W Kockelscheuer w jednym z lokali bawiło się ponad 100 osób; znacznie więcej, niż powinno wobec obowiązujących ograniczeń. W Dudelange o godz. 0.30 policja nakryła w pubie jeszcze ponad 20 osób, które bawiły się jeszcze w najlepsze, choć od pół godziny powinny być już grzecznie w domu. W Vianden z kolei działa bar, który ponoć jeszcze w czasach lockdownu organizował „tajne” imprezy za szczelnie spuszczonymi kotarami. Proceder ukrócono, a właściciela czeka co najmniej grzywna w wys. kilku tysięcy euro, a możliwe jest też, że za „recydywę” odebrana mu zostanie koncesja na prowadzenie lokalu.
Okazuje się jednak, że imprezy w lokalach to nie wyłączne utrapienie stróżów prawa. Muszą się oni bowiem także uganiać po lasach, gdzie odbywają się nielegalne schadzki imprezowiczów. Jedną taką policja rozpędziła w miniony weekend w lesie w okolicach Strassen.
Patrząc na to, co się obecnie dzieje w Luksemburgu, trudno się dziwić, że liczba nowych zakażeń rośnie obecnie skokowo. Nie dziwi też, że średnia wieku zarażonych jest znacznie niższa, niż w pierwszej fazie pandemii. Obecnie w Luksemburgu „koronawirus” ma najwięcej „fanów” wśród ludzi młodych i w średnim wieku – typowych bywalców imprez...
Jako żywo wszystko to przypomina czasy prohibicji w Stanach Zjednoczonych... Wnioski? Pozostawiamy Wam pod rozwagę...
Tymczasem rozpędu nabiera akcja narodowego testowania obywateli na obecność koronawirusa w Luksemburgu. Codziennie przeprowadza się kilka tysięcy testów. Do dziś przeprowadzono ich już prawie 225 tys., więc już niedługo można będzie powiedzieć, iż połowa wszystkich mieszkańców Wielkiego Księstwa została przetestowana. Czy uda się w ten sposób wirusowi założyć kaganiec i trzymać go na krótkiej smyczy? Trudno powiedzieć. Bo jednocześnie właśnie zaczyna się sezon urlopowy i pojawiają się głosy, że przecież ci, którzy na dziś wykazali negatywnym testem, iż są wolni od wirusa, jutro mogą go przywieźć w postaci pamiątki z wakacji...