W brytyjskiej prasie czytamy alarmujące wieści o tym, że w Luksemburgu poziom zakażeń koronawirusem jest największy w Europie, polski rząd uchwala właśnie zakaz lotów z/do Luksemburga, Niemcy żądają od przyjeżdżających z Luksemburga aktualnych testów na COVID-19 z wynikiem negatywnym, a zatrzymanie się na dłużej w niektórych landach niemieckich jest dla rezydentów luksemburskich niemożliwe. Wiele państw (jak np. państwa bałtyckie, Norwegia, Dania) albo w ogóle nie wpuszcza na swój teren obywateli Luksemburga, albo skazuje ich na 14 dni kwarantanny. Bo ponoć w Luksemburgu zaraza szerzy się bez ograniczeń, a wiele artykułów w prasie międzynarodowej utrzymanych jest w takim tonie, że przeciętnemu ich czytelnikowi wydawać się może, że trup się w Luksemburgu gęsto ściele, zaś ulice przypominają te najkoszmarniejsze kadry z filmów katastroficznych. Tymczasem...
Tymczasem Luksemburg na szczęście nie przejmuje się tymi hiobowymi wieściami i nadal przeprowadza swoją największą nie tylko w skali kraju, ale i Europy, a może i świata, akcję narodowego testowania (Large Scale Testing; LST). A że, kto szuka, ten znajdzie, toteż i znajduje więcej przypadków zakażeń niż w krajach, gdzie nie szuka się (czytaj: nie testuje) w ogóle, albo wyłącznie interwencyjnie, względnie – sporadycznie.
Od początku akcji przetestowano w Luksemburgu niemal 475 tys. obywateli, co stanowi 3/4 wszystkich mieszkańców kraju. Ponadto testom poddano ponad 100 tys. mieszkańców krajów ościennych zatrudnionych w Luksemburgu. Do czego można tę akcję porównać? Hm... chyba nie ma takiego drugiego przypadku w Europie, a być może i na świecie. Co więcej – zdecydowana większość testowanych jest w Luksemburgu „na zaproszenie” (a więc w ramach LST) niż „ze skierowaniem”, a więc z podejrzeniem zakażenia. Dlaczego tak ważna jest świadomość tego faktu? A choćby dlatego, iż specyfika koronawirusa jest taka, że znacznie więcej osób staje się nosicielami bezobjawowymi lub przechodzi zakażenie z objawami niespecyficznymi względnie łagodnie. W krajach, gdzie nie przeprowadza się testów przesiewowych na dużą skalę, takie osoby są „poza statystyką”, co bynajmniej nie oznacza, że nie są nosicielami wirusa; ba – oznacza to natomiast, że w swej nieświadomości chodzą po ulicach, zarażając innych. Jeśli w ogóle zostaną „wyłapane” i skierowane na kwarantannę, to dopiero wtedy, kiedy zarażą kolejne osoby, które z poważnymi objawami trafią do szpitala i które będą w stanie wskazać jako źródło swojego zakażenia właśnie takiego bezobjawowego nosiciela.
Widać jednak koronawirusowa „rosyjska ruletka” nie jest zmartwieniem dla rządów i mediów w wielu krajach; wolą – zamiast zastanowić się nad tym, jak nierozsądne jest lekceważenie gruntownej profilaktyki – znaleźć poza swoimi granicami „chłopca do bicia”; kraj, o którym – przy umiejętnym „skadrowaniu” statystyk powiedzieć można – o, ci to mają naprawdę gorzej!
A jakie te statystyki są? Proszę – wystarczy spojrzeć na nie, ale przez jedyny sensowny pryzmat – nie w odniesieniu do bezwzględnej liczby ludności, ale w odniesieniu do liczby przeprowadzonych testów w danym kraju. Jeśli spojrzymy na to zagadnienie w ten właśnie sposób, to wszystkie te dane zaczynają wyglądać nieco inaczej, by nie powiedzieć... dokładnie odwrotnie. Zestawmy więc Luksemburg z... no, właśnie – z Wielką Brytanią, Polską i Niemcami – krajami, które tak wiele mają do zarzucenia innym, zaś u siebie problemu nie widzą (albo – dopiero zaczynają się zastanawiać, czy i w jakim stopniu powinny zająć się raczej sobą).
Tak wygląda liczba przeprowadzonych w tych krajach testów w przeliczeniu na 1000 mieszkańców:
Grafika tłumaczy się sama przez się... Od czasów uruchomienia LST w Luksemburgu ilość przeprowadzanych testów dziennie/1000 osób jest od kilku do... kilkudziesięciu razy większa od tych przeprowadzanych w Niemczech, Polsce czy Wielkiej Brytanii razem wziętych! Nb. na wykresie widać wyraźnie, że choć LST ogłoszono na początku maja, a uruchomiono pod koniec maja, to tak naprawdę testowanie ruszyło pełną parą dopiero w drugiej połowie czerwca.
Jak się ma to do ilości wykrytych zakażeń? Oczywiście nie w przeliczeniu na całkowitą liczbę ludności, lecz w przeliczeniu na liczbę przetestowanych. Ano tak (wykres dotyczy ilości zakażeń na liczbę wszystkich testów przeprowadzonych w okresie ostatniego tygodnia):
Jak widać w tych statystykach, Luksemburgowi daleko do Niemiec i Wielkiej Brytanii, które właśnie tu nad Mozelą doszukują się największego europejskiego ogniska pandemii...
Nb. podawanie statystyk zakażeń w przeliczeniu na kwant liczby wszystkich obywateli w danym kraju wydaje się nie tyle nawet niesłuszny, co wręcz mylący. Taka statystyka zakłada bowiem, że przykładowo, jeśli liczba osób wykazujących symptomy choroby w populacji 1000 osób wynosi 200, to pozostałe 800 jest zdrowe, a co za tym idzie – nie jest nosicielami koronawirusa. Skąd taka pewność, skoro nikt tych pozostałych osób nie przetestował, a jednocześnie wiemy, że nawet 70% wszystkich zakażonych może nie wykazywać żadnych objawów lub mieć objawy niespecyficzne dla COVID-19?
No cóż, z całą pewnością sytuacja w Luksemburgu nie jest idealna, ale patrząc na powyższe statystyki, trudno nie ulec przekonaniu, że padliśmy nie tylko ofiarą pandemii, ale przy okazji także propagandy krajów, które w ten sposób próbują... no, właśnie co próbują? Poprawić sobie „PiaR”? Znaleźć kozła ofiarnego? Ubić jakiś doraźny interes polityczny? Trochę to dziwne. Dziwne co najmniej jak to, by statystyki zakażeń w krajach rozpatrywać w oderwaniu od statystyk testowania, szczególnie w przypadku wirusa, który jakże często działa z ukrycia, lubi się przyczaić i jedynie testowanie może definitywnie określić, ile w danym społeczeństwie jest osobników zdrowych, a ile zarażonych.
No cóż, przyszło Luksemburgowi zapłacić za swoją nadgorliwość w walce z koronawirusem; szkoda, że inne kraje wobec podjętych tu radykalnych działań zachowują się nie jak dojrzałe społeczeństwa, ale jak dzieci w klasie szkolnej, gdzie pierwszym przykazaniem jest bić kujona i szydzić z tych, co są pilni i przykładają się do nauki. Miejmy jednak nadzieję, że nauka ta nie pójdzie w las i już niedługo okaże się, że ilość zakażeń w Luksemburgu zacznie w istotny sposób spadać, podczas gdy w innych nadal będzie poza kontrolą. Zależy to oczywiście nie tylko od tego, jak wiele testów jeszcze zostanie w Luksemburgu przeprowadzonych, ale także od tego, na ile skuteczna i konsekwentna będzie prewencja (przede wszystkim zaś izolowanie przetestowanych pozytywnie, niezależnie od tego, czy wykazują objawy COVID-19, czy nie) oraz na ile odpowiedzialnie zachowa się społeczeństwo.
Nam pozostaje jedynie zachęcać Was do przestrzegania wszystkich zasad bezpieczeństwa i ograniczeń, cierpliwości w znoszeniu niedogodności związanych z nakazami i zakazami, przede wszystkim zaś zdrowego rozsądku i powstrzymania się od organizowania lub udziału w imprezach, spotkaniach w większych grupach, przynajmniej tak długo, jak długo wirus panoszy się także nad Mozelą, co najmniej zaś dopóki obowiązują obostrzenia.
Large Scale Testing wchodzi tymczasem w Luksemburgu w fazę drugą. Od wtorku zredukowana została liczba czynnych punktów testowania. Działać będzie teraz jedynie 9 (z dotychczasowych 16). Związane jest to z redukcją ilości dziennych testów (co z kolei wynika z faktu, że już niewiele osób zostało do przetestowania). Faza druga, która zacznie się w połowie sierpnia i potrwa co najmniej do końca września, polegać będzie na testowaniu już bardziej „docelowym” i odbywać się będzie w 4 głównych nurtach:
1) przede wszystkim testowane będą dalej osoby szczególnie zagrożone lub narażone na kontakt z wirusem, a więc osoby starsze i chore, ponadto policjanci i wojsko, służba zdrowia oraz pracownicy aptek, a także pracownicy sektora hotelarsko-restauracyjnego
2) osoby przyjeżdżające z zagranicy zarówno na lotnisku Findel, jak i na Dworcu Centralnym w Luksemburgu
3) wybiórczo – osoby z pozostałych grup zawodowych i społecznych
4) grupy osób z tzw. „ognisk zapalnych”, a więc w miejscach, gdzie odnotowano szczególnie wiele przypadków zachorowań.