Nie zajmowaliśmy się tym tematem jakiś czas, bo ileż można ludzi straszyć? Szczególnie, że mimo rozpoczętej już pod koniec ubiegłego roku akcji szczepień światełka w tunelu jeszcze nie widać i pewnie nie prędko zobaczymy... No, ale jakaś informacja się należy, więc krótkie podsumowanie sytuacji, w której obecnie się znajdujemy.
Jak z pewnością wszyscy wiecie, z początkiem ubiegłego tygodnia premier Bettel dotrzymał obietnicy i zwolnił nas z lockdownu, przywracając mniej więcej podobne ograniczenia, jakie panowały przed Bożym Narodzeniem i posyłając dzieci do szkół (co spotkało się raczej z krytycznymi głosami i to nie tylko opozycji). Oczywiście nadal można zarobić mandat (i to niemały, bo w wys. 300 euro), ale już nie za spacer z psem po 21.00, tylko dopiero za „z nocnej powrót wycieczki” tj. między 23.00 a 6.00 rano. W tych ramach czasowych obowiązuje obecnie w Luksemburgu godzina policyjna. Pozostałe ograniczenia znacie doskonale, więc nie będziemy Was zanudzać nakazami i zakazami. Wiele się nie zmieniło.
Zmieniło się jedno i to na lepsze – z początkiem roku można było zaobserwować w Luksemburgu widoczny spadek ilości nowych zakażeń, a ubiegły tydzień był nawet pod tym względem spektakularny, bowiem po zeszłorocznych rekordach, w szczególności zaś po październikowej nowej fali, kiedy to przez wiele tygodni nie udawało się zbić dziennej liczby zakażeń poniżej 500, co było życzeniem premiera Bettela, nagle w styczniu wirus zaczął się wycofywać, by w dniach 11–17 stycznia wykazywać się zjadliwością nie tylko poniżej 500, ale nawet poniżej 200 nowych zachorowań dziennie. Ba, zdarzyły się nawet dni, kiedy na COVID zapadało mniej niż 100 osób. Już chcieliśmy więc okrzyknąć nadchodzące zwycięstwo, kiedy to... właśnie przed chwilą ogłoszono dzisiejszy (a raczej wczorajszy) wynik – 229 nowych przypadków zachorowań. Nie jest to może rekord świata, ale skok duży, niepokojący. Czy to chwilowe załamanie dobrej tendencji spadkowej, czy kolejna ofensywa koronawirusa? Najbliższe dni pokażą; trudno cokolwiek wyrokować, skoro ostatnie miesiące udowodniły, że wszystko może się zdarzyć i że nie ma takich danych, które dawałyby się zinterpretować jako długofalowy trend.
Póki co więc nie ma się co spodziewać dalszego luzowania ograniczeń. Nadal nie wiadomo, kiedy otwarte zostaną w Luksemburgu restauracje, kluby, kina i siłownie i nawet coraz liczniejsze protesty pracowników i właścicieli powyższych zakładów pracy nie skłaniają rządzących do wypowiadania jakichkolwiek deklaracji. Nie sposób też wyciągnąć od sprawujących władze jakichkolwiek konkretów jeśli chodzi o strategię szczepień w Luksemburgu. Te co prawda już się zaczęły, ale wszystko, co na ten temat wiemy, dotyczy „fazy 0”, a więc tej, do której zwykłym śmiertelnikom takim, jak my, wstęp jest surowo wzbroniony. Co będzie dalej? Jak będzie dalej? A co najważniejsze – kiedy to „dalej” będzie – tu już w obiegu informacyjnym są same ogólniki. Mimo to zdobyliśmy się na ich podsumowanie i o tym – za chwilę w osobnym artykule.
Luksemburg nie jest jednak samotną wyspą i nigdzie tak jak tu nie jest istotne co się dzieje u naszych sąsiadów. A nie dzieje się dobrze. Najgorzej jest w Niemczech, w których nie tylko liczba zakażeń rośnie lawinowo, ale też odnotowuje się rekordowe liczby zgonów pacjentów chorych na COVID-19. Wczorajsze dane mówią o 1734 ofiarach koronawirusa w Niemczech i jest to największa od początku pandemii dzienna liczba śmiertelnych przypadków w tym kraju. Co gorsza – to właśnie w Niemczech pojawił się nie dalej jak wczoraj nowy wariant SARS-CoV-2, o którym na razie nie wiadomo zbyt wiele. Czy jest bardziej zaraźliwy (jak ten z Wielkiej Brytanii i RPA)? Czy niesie ze sobą większą śmiertelność, a przede wszystkim czy obecnie stosowane szczepionki chronią także przed tą mutacją? Tego wszystkiego dowiemy się zapewne niebawem. Co do innych mutacji koronawirusa, to firma Pfizer potwierdziła, że „szczep brytyjski” jest eliminowany przez ich szczepionkę w podobnym stopniu, jak główna linia wirusa, natomiast właśnie dziś ukazały się niepokojące wyniki badań, mówiące o tym, że szybko rozprzestrzeniający się mutant z RPA niestety w znacznie większym stopniu (mówi się nawet o 40%) jest odporny na antyciała produkowane przez organizm ludzki po przyjęciu obecnych na rynku szczepień. Pocieszać może jedynie fakt, iż większość przebadanych obecnie mutacji wirusa, o ile charakteryzuje się większą zakażalnością, to jednocześnie powoduje łagodniejszy niż dotychczas przebieg choroby, a co za tym idzie – śmiertelność w tym przypadku jest także mniejsza (co niestety nie oznacza, że jest znikoma).
Wracając jednak do Niemiec. Krytyczna sytuacja w tym kraju zmusiła rząd do ogłoszenia dalszych restrykcji. Tu już i tak niewiele można zabronić, bo w Niemczech zasady lockdownu ogłoszone przed Bożym Narodzeniem były dość podobne do tych w Luksemburgu – czyli zamknięte lokale gastronomiczne i rozrywkowe oraz większość sklepów, które handlowały innym towarem niż tzw. „pierwszej potrzeby”, zamknięte centra sportowe, pływalnie, fitnesy itp. oraz oczywiście miejsca kultury. Zamknięte szkoły. Tam nawet w kościele nie można śpiewać (w Luksemburgu można! :) ). A teraz będzie jeszcze gorzej. Jak gorzej? Do 14 lutego w Niemczech przedłuża się stosowanie wszystkich dotychczasowych zakazów i nakazów. Ponadto w miejscu publicznym będzie się można pojawić wyłącznie w tzw. masce chirurgicznej względnie w maskach typu FFP2. Własnoręczne produkcje, szale, chusty etc. nie wchodzą obecnie w rachubę. Niemcy ogłaszają też narodowy teleworking. Tzn. oczywiście wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. A wiadomość z ostatniej chwili? Dziś kanclerz Angela Merkel „zagroziła” zamknięciem granic (na podobnej zasadzie, jak to miało miejsce w przypadku pierwszego, wiosennego lockdownu, czyli ścisłe kontrole graniczne i wpuszczanie na teren Niemiec wyłącznie osób, które mają „ważny powód”, żeby się tam znaleźć). Szczególnie restrykcja ta dotknąć może te kraje, które – jak to wyraziła kanclerz Merkel – stosują inne, znacznie rozluźnione w stosunku do panujących w Niemczech ograniczenia. Od razu zareagował na to premier Bettel, który zadzwonił do Berlina, by wyrazić swój sprzeciw i niezadowolenie z takiej decyzji. Nic dziwnego – dziennie granice Luksemburga przekracza ponad 200 tys. osób, z czego spora część to pracujący w Luksemburgu a mieszkający w Niemczech tzw. „Grenzgaengerzy”. Poza tym przygraniczny ruch między tymi dwoma krajami napędza całkiem sporą część lokalnych biznesów. Pamiętamy zresztą jak to wyglądało w marcu i kwietniu... dobrze nie było. Czy za groźbami Angeli Merkel stoją jakieś konkretne decyzje i daty ewentualnego zamknięcia Niemiec na cztery spusty? Tego dziś jeszcze nikt powiedzieć nie chce.
Niestety nie lepiej jest w innych krajach UE, i w wielu przypadkach wprowadzone przed Świętami rygorystyczne ograniczenia, których celem było głównie ograniczenie spontanicznych i licznych spotkań rodzinnych przy świątecznym stole oraz hucznych zabaw sylwestrowych, zostały utrzymane, a w niektórych przypadkach nawet zaostrzone. I tak – we Francji obowiązuje obecnie coś w rodzaju godziny policyjnej już od godz. 18.00. Tzn. wyjść z domu o tej porze można, ale wyłącznie z ważnego powodu (do pracy, do lekarza, by odwiedzić chorą babcię, etc.). Każdy, kto chce wyjść z domu musi tam pamiętać, by mieć przy sobie nie tylko dokument tożsamości, ale też specjalne zaświadczenie potwierdzające istotny cel, dla którego opuścił miejsce zamieszkania. Tak będzie przynajmniej do końca stycznia. Bary, restauracje, kina, teatry, muzea, siłownie – wszystko to we Francji pozostanie zamknięte przynajmniej do połowy lutego.
Portugalia wprowadziła w zeszłym tygodniu tzw. „narodową kwarantannę”. W praktyce oznacza to krótkie przesłanie do narodu: ludzie, siedźcie w domu. We Włoszech stan wyjątkowy potrwa aż do 30 kwietnia, ale w tym czasie może nieco zmieniać się lista obostrzeń. Obecnie, do 15 lutego, obowiązuje praktycznie lockdown, a więc godzina policyjna po 22.00, zakaz przemieszczania się pomiędzy regionami kraju, limit 2 osób, jakie maksymalnie można przyjąć w mieszkaniu prywatnym. Ograniczenia w Danii, które niewiele odbiegają od tych obowiązujących w Niemczech, przedłużono do 7 lutego. Co więcej – Dania jest jednym z tych krajów, do którego nie można wjechać bez ważnego negatywnego wyniku testu na koronawirusa. W Holandii ogłoszoną niedawno „narodową kwarantannę” właśnie przedłużono do 9 lutego. Ograniczenia – podobne do tych, jakie panowały jeszcze na przełomie roku w Luksemburgu – a więc zamknięta większość sklepów, w tym centra handlowe, nieczynne restauracje i inne lokale, maksymalnie 2 gości przyjmowanych na raz w prywatnych mieszkaniach. W Belgii z kolei obowiązujące obostrzenia (w tym kwarantanna) przedłużone zostały aż do 1 marca. Tam też obowiązuje godzina policyjna – od północy do 5.00 rano (przy czym w Brukseli i Walonii już od 22.00 do 6.00). Bardziej drakońskich niż obecne ograniczeń nie planuje wprowadzać Wielka Brytania, jednak tamtejszy minister spraw wewnętrznych Priti Patel zapowiedział, iż policja będzie ze szczególną zaciętością ścigać wszystkich, którzy się wyłamują. Podobnie w Hiszpanii – nie wprowadza się dalszych restrykcji, a obecnie panujące potrwają – póki co – bezterminowo. Do 24 stycznia w Katalonii obowiązywać będzie kwarantanna, natomiast w większość kraju obowiązuje godzina policyjna od 23.00 do 6.00 rano. Generalnie obowiązuje w Hiszpanii zakaz podróżowania poza granice zamieszkiwanej gminy oraz zakaz wychodzenia z domu w weekendy bez uzasadnionego powodu.
Z dziennikarskiego obowiązku przytoczymy jeszcze kilka kluczowych danych – przełom roku przyniósł złą wiadomość – liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa na całym świecie przekroczyła symboliczną wartość 2 milionów. Dlaczego symboliczną? Nie tylko dlatego, że to akurat dwa miliony, ale też dlatego, że kiedy rok temu wirus wydostał się z Chin, naukowcy w swoich najczarniejszych scenariuszach mówili o tym, że pandemia pochłonąć może nawet 2 miliony ofiar. Któż wtedy im wierzył? A tymczasem te dwa miliony, to jak się okazuje dopiero pewien etap na drodze ekspansji koronawirusa na świecie... W podobnym okresie w Luksemburgu liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 500 a obecnie zbliża się do 1 promila ogółu populacji Wielkiego Księstwa. Czy to dużo? Ile by nie było – z pewnością za dużo! A właśnie przed chwilą ogłoszono, iż liczba ofiar śmiertelnych w UE przekroczyła 400 tys. to niewiele mniej niż 1% wszystkich mieszkańców UE... Także w Stanach Zjednoczonych zmarło na COVID-19 do dziś ponad 400 tys. osób. Na świecie już prawie 100 mln osób zachorowało na COVID-19. Niewiele ponad połowa z tej liczby wyzdrowiała.