Zaproszenie Jana Peszka do Luksemburga nie było łatwe z tego względu, że jest to aktor, który w żadnym teatrze nie ma angażu. Pojawia się w różnych teatrach, na zaproszenie różnych scen, miejsc mniejszych i większych, ale podążając jego trasą trudno znaleźć osobę, która by znała jego harmonogram występów.
Jednak Jan Peszek, gdy się dowiedział, że ściga go taka jedna osoba z Luksemburga, zadzwonił osobiście i wszystko omówiliśmy telefonicznie. Dalsze sprawy organizacyjne omawialiśmy z jego żoną, Teresą Peszek, niezwykle pomocną i sympatyczną.
Początek i koniec podróży Jana Peszka do Luksemburga niestety był katastrofą. Lufthansa anulowała lot z Frankfurtu do Luksemburga w piątek wieczorem. Do wyboru pozostał nocleg i poranny lot, ale aktor wybrał długą podróż autobusem, żeby rano nie narazić się na kolejne niespodzianki. Dotarł na lotnisko w Luksembrgu o 1.00 w nocy. O tej porze, w tej naszej wielkiej europejskiej stolicy, na lotnisku tylko wiatry hulają i ostatnie drzwi się zatrzaskują. Pan Jan grzecznie stanął w miejscu wskazującym na początek postoju taksówek, ale jak się domyślacie, taksówkarze o tej porze są w innym miejscu. Na szczęście spałam z telefonem przy uchu i po krótkim sygnale już ubierałam kurtkę na piżamę i po 15 minutach odebrałam gościa i odstawiłam do hotelu.
Powrót nie był ciekawszy, samolot z Monachuim okazał się być pełen, a odprawy online nie można było zrobić z powodu błędu w systemie. Tak więc na lotnisku w Monachium było 6 godzin czekania na następny lot. Cierpliwość i spokój Jana Peszka był godzien Oscara.
Za to to, co pomiędzy lotami, to było pasmo sprawnych przygotowań, ciekawych rozmów, spotkań z publicznością i oczywiście to, co najważniejsze wspaniały Spektakl. "Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwgo aktora instrumentalnego" został stworzony specjalnie dla Peszka i teraz już wszyscy, którzy to widzieli, wiedzą dlaczego. Aktor grał całym sobą, jak instrumentem. Wszystkie ruchy, mimika i wykonywane czynności miały okreslony rytm, jak w muzyce. Dekoracje i rekwizyty w gruncie proste, pozwalały na wykonanie całej plejady dźwięków. Tekst Bogusława Scheaffera jest nadal żywy, nadal aktualny, a może nawet bardziej niż w czasach, gdy go pisał.
Dowiedzielismy się, że Jan Peszek wozi swoje jabłko, swoją mąkę, czy szmatę, nie dlatego, że w Luksembrgu, czy gdzie indziej, nie ma takich produktów, tylko dlatego, że jest pewien, że JEGO jabłko jest odpowiednio chrupkie, mąka się odpowiednio klei, a szmata odpowiednio "plaska". Tu wszystko jest dopracowane w najmniejszych szczegółach.
Mamy nadzieję, że Państwu się również podobało przedstawienie. Mieliśmy pełną salę, to nasza radość i wielki sukces, że nie trzeba bylo specjalnie przekonywać nikogo do przyjścia. Na rozmowie po spektaklu zostało bardzo dużo osób i było warto, bo aktor ciekawie i obrazowo opowiada. Parodię Scheaffera zrobił po mistrzowsku, ale przez wiele lat znajomości miał okazję do ćwiczeń ;-) Dziękujemy Agnieszce Szmidt za doskonałe prowadzenie. Zabrakło czasu na pytania od publiczności, ale można to było nadrobić w holu, bo Jan Peszek chętnie "zbratał się z tłumem".
Jan Peszek był już kiedyś w Luksembrgu i zapamietał mgłę, teraz zapmięta rozkopane ulice. No, cóż, do trzech razy sztuka...
Bardzo dziękujemy naszym prywatnym sponsorkom Ewelinie Cardoso i Agnieszce Czajkowskiej-Wager oraz naszym wolontariuszom Joannie Maksimek, Tadeuszowi Żełudziewiczowi i Agnieszce Szubie. Oczywiście Dni Teatru nie odbyły by się bez wspaniałych członków polska.lu i ich wyrozumiałaych żon i mężów, a więc podziękowania dla NAS. Przy okazji tego sobotniego spotkania po raz pierwszy od 12 lat udało nam się zrobić zdjecie prawie wszystkich członków polska.lu, więc się tym zdjęciem pochwalimy. Oto ONI od góry, od lewej: Agnieszka Szmidt, Szymon Bilelecki, Olga Gajda-Lupke, Hanna Karczewska, Agnieszka Bartczak, Urszula Dziwulska, Danuta Szuba, Aneta Wierzbicka, (w dolnym rzędzie) Monika Zytka, Maciej Karczewski, Adam Wilczyński, Marcin Wierzbicki, Tomasz Gorazd, Radek Lipka, Łukasz Kożma.
A na koniec zapraszamy do zobaczenia fotorelacji z Dni Teatru Polskiego.