Zgodnie z zapowiedzią, prezentujemy dziś część drugą wywiadu z Adamem Wiedemannem – polskim poetą, który na zaproszenie festiwalu „Wiosna Poetów” odwiedził w tym roku Luksemburg. Tekst wywiadu ilustrujemy kilkoma zdjęciami z tegorocznych luksemburskich spotkań ze światową poezją, przede wszystkim zaś z „Nocy Poezji”, która miała miejsce 26 kwietnia br. w Abbaye de Neumunster.
Kasia Kozak.: Jest Pan autorem ilustracji do książek Tomasza Majerana i Vivienne Plumb (pisarki i poetki nowozelandzkiej). Lubi Pan współpracować z innymi poetami?
Adam Wiedemann: Lubię, a jakże. Napisałem dwa wspólne wiersze z Martą Podgórnik, cykl sonetów z Agnieszką Skolasińską etc. Z ilustracjami to inna sprawa, o obrazki do Kotów Majerana poprosił mnie Artur Burszta (wydawca) i zresztą nie chciał potem za nie płacić, w związku z czym drugie wydanie ukazało się już w opracowaniu Eugeniusza Geta-Stankiewicza.
W przypadku Vivienki sprawa była jeszcze bardziej skomplikowana. Przebywaliśmy wówczas oboje na stypendium w Iowa i pewnego dnia Vivienka przyszła do mnie pokazać, jaki okropny projekt okładki dostała od wydawcy (chodziło o narysowanie krowy z ludzkimi stopami zamiast kopyt, oddającej angielskie słowo nefarious), a wtedy, niewiele myśląc, narysowałem na komputerze tę krowę, żeby po prostu przekazać intencje autorki, po czym, ku naszemu zdumieniu, ten mój rysunek ukazał się na okładce jej tomiku, było to i zabawne, i wzruszające.
K.K.: „Opowiadania w całości ulepione z literatury” – tak o Pana książce Odpowiadania napisał Paweł Mościcki. Tom miał bardzo dobre recenzje. A jak reaguje Pan na krytykę?
A.W.: Hm, Pawła spotkałem potem na urodzinach Marcina Latałły i pięknie mu podziękowałem, tak właśnie staram się reagować. Choć, nie powiem, kilka recenzji mnie zdenerwowało, bo bywają też recenzje głupie albo wręcz podłe. Do jednego chłopaka, po jego okropnej recenzji, nie odzywałem się przez kilka lat, a nawet nie podawałem mu ręki. Ale to są, na szczęście, przypadki skrajne, odosobnione.
K.K.: Często podróżuje Pan po Polsce i świecie. Uczestniczy w wielu spotkaniach, festiwalach, targach literackich. Czy jest miejsce, gdzie poezja smakuje najbardziej? Gdzie dotlenia się Pan twórczo?
A.W.: Słowenia. Najlepsze festiwale literackie organizują Słoweńcy. Choć ostatnio na Białorusi, w Mińsku, też bardzo mi się podobało. A teraz dołączył do tego jeszcze Luksemburg.
K.K.: Wiersz Statki kosmiczne z tomiku Konwalia powstawał prawie przez rok, ale to chyba wyjątek? Jak długo pracuje Pan nad swoimi tekstami? Lubi je Pan dopieszczać?
A.W.: Zazwyczaj pracuję nad wierszem kilkanaście minut, tak do godziny, wliczając późniejsze czytanie i dopisywanie daty (co oznacza, że wiersz jest skończony). Statki kosmiczne to akurat taki niezbyt udany wiersz i nie przedrukowywałem go w późniejszych wyborach, chyba właśnie dlatego, że powstawał tak długo i jest z tego powodu taki „wymęczony”. Choć np. wiersz Siano też wydawał mi się dość niepewny (powstał w dwóch rzutach, w odstępie roku), a potem wykonała go Dorota Segda podczas wręczania mi Gdyni i od tej pory bardzo go lubię.
K.K.: Człowiek wolny jest samotny, ale nie osamotniony. Taki wniosek nasuwa się, gdy czytam Wstęp napisany przez Krzysztofa Biedrzyckiego do Pana ostatniej książki Antologia (2013). Zgadza się Pan z tym?
A.W.: „Samotność dopada każdego”, tak kiedyś napisałem, dodając, że „zwłaszcza w kiblu”. Są sytuacje, kiedy potrzebujemy być sami, a są też takie, że nie możemy po prostu tego znieść. Zazwyczaj zresztą doświadczamy złośliwości ze strony samotności, która „dopada każdego”, ale najczęściej nie wtedy, kiedy trzeba. Podobna sprawa z wolnością – są chwile, kiedy czujemy się wolni, ale po co nam wtedy ta wolność? A przez większą część życia czujemy się związani tym czy owym i tęsknimy za wolnością, której wtedy ani za grosz. Więc kiedy wolność i samotność czasem się zejdą, nie czujemy się osamotnieni, tylko wręcz uwolnieni, ale to stany raczej rzadkie, bo zwykle (tu powiem słowami Chopina) „czuję się sam, sam, sam, chociaż otoczony”.
K.K.: Reprezentował Pan nasz kraj, w trakcie tegorocznej Wiosny Poetów w Luksemburgu. Jak ocenia Pan to wydarzenie?
A.W.: Bardzo przyjemny festiwal, jeden z najfajniejszych, choć początkowo deprymowała mnie panująca na nim francuskojęzyczność. Ale z czasem i ona przestała przeszkadzać.
K.K.: Czy któryś z zaproszonych poetów zrobił na Panu największe wrażenie?
A.W.: Trudne pytanie, bo nie potrafię oceniać wierszy „ze słuchu” i stąd najlepszy wydał mi się Menno Wigman, którego już po prostu kiedyś tłumaczyłem i dosyć dobrze znam jego twórczość. Ale ciekawy wydał mi się też Marts Pujats z Łotwy, tylko że musiałbym jego wiersze jeszcze przeczytać samemu, albo chociaż zobaczyć, jak wyglądają. W każdym razie ładnie nam grał łotewskie kołysanki na pianinie w Brasserie. Oczywiście też Gillian Clarke, wielka dama poezji walijskiej, i Ana Aguilar-Amat, fajna koleżanka. Pozwolę sobie też wspomnieć o Lucu Van den Bossche, który co prawda brał udział w festiwalu tylko jako słuchacz, ale niewątpliwie jest wielką nadzieją poezji flamandzkiej.
K.K.: 25 lat temu Pana pobyt w Luksemburgu zaowocował wierszem, który mogliśmy usłyszeć podczas Wielkiej Nocy Poezji w CCRN Abbaye de Neumunster. Czy tak będzie i tym razem?
A.W.: Czas pokaże. Tamten wiersz napisałem w hostelu (nie pamiętam już, jak się nazywał), nie mogąc zasnąć. Teraz już przyzwyczaiłem się do pisania w domu, rano, przy komputerze, w takich, by tak rzec, komfortowych warunkach. Ale są też odstępstwa, w zeszłym roku zdarzyło mi się napisać bardzo dobry wiersz (Ruch) w Groningen, przy stoliku kawiarnianym, bo przyjechałem tam przed południem, hotel był jeszcze nieczynny, więc czymś trzeba było się zająć.
A.W.: PS. Tym razem też napisałem luksemburski wiersz, nazywa się Metro na Żerań
- Metro na Żerań
- .
- życiu jest smutno kostur nie ma końca
- i pielgrzym pieprzy że nie ma gdzie dojść
- liczba pokarmów jest zatrważająca
- głos ośmiu ludzi uderza się w kość
- .
- życiu jest smutno promyk się czerwieni
- wychodząc nago na zwycięską część
- odczyn radości zagina w przestrzeni
- godzi się zdobyć nic zważywszy więź
- .
- głodne pokarmy ryczą lwami sumień
- strach litościwy przełamuje lęk
- parasol dzwonka kołysać nie umie
- tropem żołnierza idzie bab tych jęk
- .
- zarówno życiu jest smutno jak skórze
- otchłań nicości wybiera swój wór
- nie można czekać aż stanie się dłużej
- wątły rozumie nie masz więcej dziur
- .
- życiu się protoplasta nie przedstawi
- stworzeniem życia słynie byle kto
- sąd najzwyczajniej wszystko ułaskawi
- podjedzie metro żerań fso
I na koniec jeszcze kilka obiecanych wcześniej zdjęć z Nocy Poezji oraz Poetyckim Jam Session, które odbyło się jeszcze tego samego wieczora w Brasserie. Zdjęcia nawet po części nie oddają niesamowitego charakteru luksemburskiego festiwalu poezji oraz unikalnego nastroju jaki mu towarzyszył, ale cóż… musicie uwierzyć nam na słowo – było niezwykle!