NASZE PUBLIKACJE

Historia... mrożąca krew w żyłach :)

Historia... mrożąca krew w żyłach :)

Na dworze coraz cieplej, a my dzisiaj powiemy wam, gdzie w Luksemburgu można się schłodzić w temperaturze –120 st. C i w dodatku nie tylko się nie przeziębić, ale poprawić swoje zdrowie. 

Danuta Szuba: Cieszą nas wszystkie osiągnięcia Polaków w Luksemburgu, więc postanowiłam odwiedzić firmę Cryolux,
która jest dowodem na to, że nie taki biurokratyczny diabeł straszny i Polak wszystko potrafi. A rozmawiam z dwiema energicznymi kobietami... 
 
Katarzyna Szulc: Ja jestem kierownikiem administracyjnym firmy Cryolux – pierwszego centrum krioterapii w Luksemburgu. Nadzoruję recepcję, wszystkie sprawy dotyczące pacjentów, ale poza tym mamy obowiązki wspólne, ponieważ nie unikniemy tego w tak małej firmie. Tak więc zajmuję się również marketingiem i sprzedażą. 

Ewa Stacewicz: A ja jestem kierownikiem technicznym, ale może raczej takim ogólnym. Jak Kasia wspomniała, wszyscy zajmują się tu wszystkim, w zależności od tego, ile kto ma czasu. Ja zajmuję się planowaniem, pismami, sprawami personalnymi, poza tym robię też marketing i sprzedaż. 

DS: Ile osób liczy personel Cryoluksu? 

ES: Cztery. Kasia, ja i mamy jeszcze trenera fitness oraz pielęgniarkę. Trener pochodzi z Francji, a pielęgniarka jest Luksemburką.



DS: Od czego się to wszystko zaczęło? Kto wpadł na pomysł, żeby taki gabinet stworzyć? 

KS: Pomysłodawcą był mój mąż, Adam, który pracuje w służbie zdrowia w Luksemburgu już od 20 lat tutaj i ma codzienny kontakt z ludźmi cierpiącymi na różne schorzenia. Często wyjeżdżał zawodowo na różne targi, szkolenia i spotykał tam ludzi, którzy korzystali już z krioterapii. Po wielu rozmowach pomyślał, że dobrze byłoby takie centrum krioterapii utworzyć tutaj w Luksemburgu. Miał ku temu odpowiednie wykształcenie, a przy okazji pochwalił się tym pomysłem Danielowi, mężowi Ewy, i w ten sposób narodził się Cryolux. 

DS: Czy istnieją podobne gabinety w Luksemburgu? 

KS: Nie. Jest to zupełna nowość i jest to jedyny tego typu ośrodek w Luksemburgu. 

DS: To naprawdę miło słyszeć, że Polacy są w Luksemburgu prekursorami w takiej wysokospecjalistycznej dziedzinie. 

ES: Spotkaliśmy się kiedyś na wspólnym obiedzie i Adam mówił o krioterapii, a mówił w sposób tak ciekawy, że mój mąż też się zapalił do tego pomysłu. Daniel akurat był na takim etapie swojego życia, że chciał coś zrobić dla ludzkości (śmiech). Coś dobrego. To jest chyba taki syndrom osoby, która pracuje wiele lat w wielkiej firmie i w końcu coś chce zrobić na własną rękę, coś takiego, co by zostawiło ślad, namacalny efekt pracy. Adam z Kasią mieszkają tu 20 lat, znają ludzi, znają mentalność Luksemburczyków, a z drugiej strony my, mój mąż zwłaszcza, z doświadczeniami menadżerskimi, potrafiący organizować, przygotować materiały i dokumenty. To wszystko spowodowało, że mamy firmę. 

DS: Wiele jest takich osób, które chciałyby założyć firmę w Luksemburgu, ale szybko się zrażają. Sądzą, że nie dadzą sobie rady, że nie da się tutaj przejść przez tę całą biurokrację i rezygnują, nim jeszcze zaczną. Czy w waszym przypadku ta biurokracja była uciążliwa, długa? Czy np. znalezienie lokalu w takim miejscu było problemem? 

KS: Z lokalem było tak, że jeździliśmy oglądać różne miejsca. Okazało się jednak, że nie trzeba było daleko szukać. Nasz dawny sąsiad i przyjaciel, również lekarz, doradził nam dokąd trzeba pójść i z kim trzeba rozmawiać, bo jest taki lokal przy klinice, który jest wolny i to dzięki niemu znajdujemy się obecnie w tak dogodnym miejscu. 

EW: Wracając do biurokracji. Jeżeli wykazuje się odpowiednią konsekwencję i determinację, to da się wszystko uzyskać. Z jednej strony był to bardzo duży nakład pracy; mój mąż przygotowywał stosy dokumentacji. Z drugiej – to była umiejętność rozmowy z urzędnikami, którą posiada Kasia. To jest taka nasza „woman mission impossible”... 

KS: Pracowałam wcześniej jako sekretarka, więc wiem, co znaczy załatwienie jakiejkolwiek sprawy. Załatwiałam wszystko z ludźmi bezpośrednio, no może trochę jeszcze przez telefon. Mówię po luksembursku, więc to też w jakimś stopniu mi ułatwiało sprawę. 

ES: To miało bardzo duże znaczenie. 

KS: Fakt, że urzędnicy traktowali mnie przyjaźniej. Pracy było dużo, ale nie do niezałatwienia. Trwało to wprawdzie półtora roku, a właściwie prawie 2 lata, ale udało się.

 
 
DS: Myślę, że przyszła pora, aby wyjaśnić, co to jest krioterapia? 

ES: Krioterapia polega na wykorzystaniu skrajnie niskich temperatur przez krótki okres czasu po to, żeby wywołać bardzo głębokie reakcje organizmu u pacjenta, które działają leczniczo na całe ciało. W praktyce wygląda to tak: mamy komorę, która składa się z przedsionka i komory głównej. Do przedsionka, w którym jest –60 st. C pacjent wchodzi na 30 sekund, a następnie przechodzi do komory, w której jest –120 st. C i zostaje tam maksymalnie od 1,5 do 3 minut. Do tego należy zaznaczyć, że pacjent jest skąpo odziany: mężczyźni w szorty, kobiety dodatkowo w top, do tego nauszniki, rękawice i maseczka, a na nogi podkolanówki i chodaki. Wszystko to po to, żeby organizm naprawdę poczuł zimno. 

DS: W jakim celu ktoś ma się narażać na marznięcie? 

ES: Może powiem po kolei. Na początku, w reakcji na niską temperaturę, receptory przesyłają informację do mózgu, że czują ekstremalne zimno. W tej sytuacji organizm stara się przetrwać, stara się uruchomić jak najgłębsze pokłady swojej energii, hormonów, system immunologiczny. Jakie są tego efekty? 

KS: Zabiegi te działają przeciwbólowo, przeciwzapalnie, przeciwobrzękowo, zwiększają zakres ruchów w stawach, powodują wzrost siły mięśniowej, znacząco poprawiają odporność organizmu. Krioterapia ma zastosowanie w reumatologi, działa na chore stawy, przywracając im możliwość ruchu i zmniejszając ból. W dermatologii stosuje się krioterapię na różne blizny, rany pooperacyjne, brodawki, drobne żylaki. 

Jest jeszcze działanie, którego nie reklamujemy szeroko, bo nie jesteśmy gabinetem odnowy, ale tu można wspomnieć, że zimno zmniejsza cellulitis. Przychodzą tu osoby chcące poprawić sobie samopoczucie, opóźnić efekty starzenia. 

ES: A mężczyzn jest to również produkcja testosteronu, co wykorzystuje się u sportowców, jest to taki naturalny doping nie do wykrycia. Człowiek zaraz po wyjściu z komory czuje, że mógłby Mont Everest zdobywać. Zwiększa się metabolizm. Wzrasta przepływ krwi, co powoduje szybszą przemianę materii, usuwanie szkodliwych substancji z organizmu, daje to naturalną odnowę biologiczną. 

Ważne jest, aby krioterapię przyjmować regularnie. Zalecane jest od 5 do 20 sesji i przy regularnych sesjach efekt przeciwbólowy i przeciwzapalny jest utrwalany. Pacjent przychodzi później i mówi „O Boże, w końcu od 3 lat zasnąłem bez pigułek”. I to jest dla nas ogromna satysfakcja. 

DS: A czy na taką wizytę jest potrzebne skierowanie od lekarza? 

KS: Oczywiście. Każdy pacjent, który przychodzi do nas, powinien mieć skierowanie od lekarza rodzinnego lub specjalisty albo musi poprosić lekarza o wypełnienie ankiety, którą udostępniamy u nas na miejscu lub na naszej stronie internetowej. Istnieją choroby, które są przeciwwskazaniem do zabiegu krioterapii, np. nowotwór, ciężkie choroby serca, płuc, epilepsja, nadwrażliwość na zimno. Pacjenta wyklucza też spożycie alkoholu bądź narkotyków. Także ciąża jest przeciwwskazaniem. 

DS: Czyli pacjenta najpierw bada lekarz i na tej podstawie kwalifikuje do terapii, a na miejscu jest pielęgniarka, która bada ciśnienie i instruuje pacjenta przez każdym zabiegiem. Czy na każdy seans trzeba mieć skierowanie? 

ES: Nie. Jest to jednokrotne skierowanie. 

DS: Kto obsługuje komorę? 

ES: Personel medyczny, tzn. pielęgniarka lub inna osoba mająca wykształcenie medyczne. 
 
 
 
DS: Komory mają takie okrągłe okienko. Czy to na wszelki wypadek, żeby pacjent mógł pukać, że już ma dość? 

ES: Nie, nie, to nie tak. Pacjent może opuścić komorę w dowolnym momencie albo dać nam znać przyciskiem alarmowym, który jest w środku. Zanim pacjent wejdzie do komory, pielęgniarka mierzy mu puls, sprawdza, czy pacjent nie ma metalowych rzeczy, czy nie jest wysmarowany kremem, czy nie jest mokry/spocony, następnie wyjaśnia, jak się zachowywać w komorze. W komorze głównej znajduje się zegar, więc pacjenci wiedzą, ile jeszcze czasu trwa sesja. Znajduje się tam też kamera, więc pielęgniarka widzi cały czas pacjentów na ekranie monitora. Ma też mikrofon, przez który pyta np. czy wszystko w porządku, informuje, ile jeszcze minut zostało do końca zabiegu itp. Dodatkowo w komorze znajduje się wspomniany już przycisk bezpieczeństwa, czyli jeżeli pacjent się gorzej poczuje, to go przyciska i my natychmiast możemy zareagować. Pacjent może również sam od wewnątrz otworzyć drzwi, mimo iż wyglądają solidnie. Wystarczy je mocniej popchnąć. 

Podczas pierwszego seansu pielęgniarka asystuje pacjentowi w pierwszej komorze. Wszystko po to, by zapewnić pacjentowi bezpieczeństwo podczas zabiegu. W końcu pomieszczenie, w którym przebywa jest dosyć małe, zimne i nigdy nie wiadomo, jak człowiek zareaguje. Ostatnio na przykład był u nas pacjent, który aby się rozgrzać zaczął sobie w komorze boksować, więc pani pielęgniarka ze stoickim spokojem wyjaśniła: „Pan powinien się wolniej poruszać, skupiać na oddychaniu itd.” . 
 

Katarzyna Szulc
 
DS: Czy lekarze pracujący w Luksemburgu wiedzą już o waszej działalności? Czy jakąś akcje reklamową już przeprowadziliście? 

KS: Informowaliśmy lekarzy już na parę miesięcy wcześniej, zanim otworzyliśmy to centrum krioterapii. Chodziłyśmy na spotkania, opowiadałyśmy, co to jest krioterapia, rozdawaliśmy ulotki, fachową literaturę, więc wielu lekarzy już o nas wie. Pisano też o nas w gazetach: w Revue, Luxemburger Wort, La Voix, point24, news352, mieliśmy audycje w radio... 

DS: Na polska.lu też będzie... 

KS: O właśnie! Teraz czekamy na termin wywiadu dla telewizji. No i tak cały czas szukamy różnych sposobów, aby dotrzeć do jak największej liczby osób. 

DS: Bardzo mi się podoba w was to otwarcie, ta świadomość własnej wartości, że bez skrępowania poruszacie się po ciasnym luksemburskim podwórku. Jesteście przekonani, że promujecie coś dobrego... 

ES: Bardzo dobrego. Sama byłam już 9 razy (śmiech). 
 
 
Ewa Stacewicz


DS: O leczeniu już chyba wszystko wiem. Może teraz dacie się poznać bardziej prywatnie. Kasiu, jak tu trafiłaś? 

KS: Przyjechałam tu razem z moimi rodzicami, ponieważ mój ojciec otrzymał tu kontrakt sportowy. Tutaj poznałam mojego męża, parę lat później założyłam rodzinę, urodziłam dwójkę dzieci. 

DS: Mąż jest Luksemburczykiem? 

KS: Nie, Polakiem. 

DS: Ale widzę, że się zasymilowałaś dobrze, język luksemburski znasz. Czy pracujesz gdzieś poza tym miejscem? 

KS: Nie, tylko tutaj. Wcześniej pracowałam w służbie zdrowia przez 18 lat, a ostatnie lata jako sekretarka. 

DS: Czy tu wcześniej była Polonia tak widoczna, jak teraz? I czy Ty może jakoś się udzielałaś w organizacjach? 

KS: Odkąd pamiętam był Związek Chopina i jako dzieciaki działaliśmy w Związku. Przy różnych imprezach ubierano nas w stroje ludowe, mieliśmy różne występy. Inne organizacje doszły później, a ja już byłam starsza i tak się nie udzielałam, bo była rodzina, dzieci, praca. 

DS: Ewo, co Ciebie sprowadziło do Luksemburga? 

ES: My, z moim mężem, pochodzimy z Warszawy i jesteśmy typową nowoczesną rodziną, która w pewnym momencie stwierdziła, że życie na Warszawie się nie kończy, mamy teraz taki otwarty świat i tyle możliwości, więc postanowiliśmy coś zmienić. I tak się złożyło, że mój mąż dostał propozycje pracy w Luksemburgu. To się jeszcze zbiegło w czasie, kiedy ja zaszłam w ciążę z moim drugim synem, więc bez żalu porzuciłam pracę zawodową. 

DS: To od kiedy tu jesteś? 

ES: Od sierpnia 2008 roku. 

DS: Znam Cię jako osobę energiczną. Sama zatrudniałam Cię w szkole polskiej, jako osobę prowadzącą zajęcia ruchowe dla dzieci. Potrafisz spokojnie usiedzieć w domu? 

ES: Nie. Nie potrafiłabym. (śmiech) My z mężem wywodzimy się zawodowo z dużych firm, obydwoje byliśmy kierownikami projektów. Mój mąż realizuje się w swoim zawodzie nadal, natomiast ja muszę dać gdzieś upust tym moim organizacyjnym zdolnościom. Dodatkowo, ponieważ za młodu tańczyłam w różnych zespołach: w Gawędzie, a później w Zespole Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej, a że lubię też dzieci, więc rzuciłam taką propozycje, żeby poprowadzić zajęcia rytmiczne dla dzieci ze Szkoły Polskiej. Zajęcia z dziećmi dają mi bardzo dużo satysfakcji. 

DS: Czy jesteś zadowolona z przyjazdu i zamieszkania w Luksemburgu? 

ES: Tak. Luksemburg to jest taki kraj, gdzie się trzeba odnaleźć i ten proces odnajdowania się na pewno jeszcze się dla mnie nie zakończył. Ja cały czas szukam tu swojego miejsca. Akurat zakończyłam etap bycia z dziećmi, zaczęłam pracę w Cryoluksie i na tej firmie się teraz koncentruję i będę robiła wszystko, żeby ją rozwijać. A dalej zobaczymy, co życie przyniesie. Praca tutaj daje mi satysfakcję, bo choć działamy niedługo, to już widzimy pozytywne efekty – ludzie przychodzą i mówią, że cierpią mniejszy ból albo że śpią spokojnie. Cel został osiągnięty. Moja wcześniejsza praca nie przekładała się na takie bezpośrednie wyniki. I to w obecnej pracy jest piękne. 

DS: A Ty Kasiu, jesteś zadowolona z pobytu tutaj? Przyjechałaś z rodzicami, więc wielkiego wpływu na tę decyzję nie miałaś. 

KS: Jestem bardzo zadowolona i myślę, że tak zostanie. Nie mam żadnych planów na zmianę miejsca zamieszkania, ponieważ uważam, że Luksemburg jest najlepiej zorganizowanym krajem, wszystko jest tak poukładane, jak byśmy sobie życzyli. I służba zdrowia, i urzędy, i szkoła. Ludzie są super w stosunku do nas, nigdy nie zostaliśmy w jakiś sposób oszukani. Nasze dzieci chodzą tu do szkoły i kochają Luksemburg tak samo jak my. Jednocześnie mamy stałe kontakty z Polską, wyjeżdżamy co najmniej 3 razy w roku do rodziny. Ja jestem krakowianką, a rodzice Adama mieszkają we Wrocławiu. Każde wakacje spędzamy nad polskim morzem. 

DS: Czy dzieci mówią po polsku? 

KS: Tak, dzieci mówią bardzo dobrze po polsku. Nie wyobrażam sobie, jakby mogły nie mówić! W domu mówi się po polsku. Mają rodzinę w Polsce i muszą umieć porozmawiać z babcią. 

DS: Ostatnie pytanie. Czy może macie dla naszych czytelników jakąś formę zachęty, aby dali się mrozić w pełni wiosny? 

ES: Oczywiście. Dla wszystkich czytelników portalu polska.lu mamy do końca kwietnia specjalną promocję w postaci 25% zniżki na nasze zabiegi. Serdecznie zapraszamy! 

DS: Dziękuję bardzo za rozmowę. I mrozimy się na hasło POLSKA.LU! 

_____________ 

Więcej informacji o Cryoluksie znajdziecie pod adresem: www.cryolux.lu 
Wszystkie zdjęcia zamieszczone w wywiadzie posiadają © by Cryolux