NASZE PUBLIKACJE

Luksemburg vs. francuskie Alpy
Wspinanie w masywie Queras

Luksemburg vs. francuskie Alpy

Z Radkiem Lipką, „niespokojną duszą”, człowiekiem, który dla przygody życia bez wahania porzuca materialną stabilizację, współtwórcą Festiwalu Filmu Środkowoeuropejskiego, współorganizatorem Festiwalu Kultury Polskiej, a ostatnio także człowiekiem interesu – założycielem firmy AlpySport rozmawia Marcin Wierzbicki .

MW: Wiele osób w Luksemburgu kojarzy Cię jako tłumacza UE oraz organizatora Festiwalu Filmu Środkowoeuropejskiego, skąd nagle pomysł porzucenia stabilnej pracy, wyjazdu w Alpy Francuskie, by tam stworzyć od zera firmę pomagającą polskim turystom w znalezieniu najlepszego sposobu na zimowy i letni wypoczynek? 


RL: Taki pomysł zrodził się już kilka lat temu – oprócz tego, że interesują mnie języki i kino, jestem też pasjonatem gór i sportów górskich. W Alpy jeżdżę od lat i mam tu sporo znajomych, więc dość naturalnie wpadliśmy z kumplem na pomysł połączenia przyjemnego z pożytecznym. 

Kiedy przedstawiłem ten pomysł jednemu z moich przyjaciół, to stwierdził, że wcale go tym nie zaskoczyłem, bo według niego mam „niespokojną duszę” – może trochę przesadził, ale to prawda, że lubię zmiany i z reguły nie mogę zbyt długo wysiedzieć na jednym miejscu. 

MW: Jak w ogóle trafiłeś do Luksemburga? 

RL: Studiowanie zacząłem od prawa, potem ogólne nauki humanistyczne i socjologię, wreszcie filozofię, z której magisterkę robiłem w Paryżu, potem jeszcze skończyłem kierunek „francuski jako język obcy” i zacząłem pracować w Warszawie jako lektor francuskiego i tłumacz. 

 
Luksemburg-Grund. Zima 2005 r.



Do instytucji unijnych trafiłem przez zupełny przypadek – znajoma, która rok wcześniej była na stażu w Parlamencie Europejskim, niemal zmusiła mnie do wysłania aplikacji na staż, a dostałem się tylko dlatego, ze ktoś zrezygnował w ostatnim momencie. Potem okazało się, że na stażu znalazłem się w dobrym miejscu w dobrym momencie i zaraz po zakończeniu stażu zaproponowano mi pierwszy kontrakt w Luksemburgu (trafiłem tu na dwa tygodnie przed rozszerzeniem). 

MW: Jak to się stało, że przerwałeś pracę w unijnych instytucjach i zacząłeś rozkręcać własny biznes we Francji? 

RL: Praca w instytucjach wiele mi dała i absolutnie nie żałuję, że spędziłem prawie 5 lat na zgłębianiu tajników unijnych tekstów i procedur. Bardzo wiele się nauczyłem przez ten okres. Kiedy dotarłem do Luksemburga, nasz departament tworzył się praktycznie od podstaw i każdy z nas oprócz tłumaczeń zajmował się wieloma innymi rzeczami (w moim przypadku była to informatyka), miałem też okazję szkolić nowych kolegów oraz sam uczestniczyć w wielu ciekawych szkoleniach i spotkaniach. 

Z drugiej strony, od dłuższego czasu ciągnęło mnie w stronę francuskich Alp, gdzie jeżdżę od lat i mam wielu znajomych, więc kiedy nadarzyła się okazja i możliwość spróbowania połączenia pracy zawodowej z górską pasją, zdecydowałem się na ten krok, mimo że na pewno nie jest łatwo rozstać się z rodziną, znajomymi i pracą. 

 
Wyprawa w parku narodowym Ecrins



MW: Jak z perspektywy Grenoble oceniasz swój 5-letni pobyt w Luksemburgu? 

RL: Jeżeli chodzi o życie w Lux City (bo tu mieszkałem przez cały ten okres), to w moim przypadku bilans jest raczej pozytywny. Kiedy wyjeżdżałem z Brukseli, większość znajomych sugerowała, że po drugiej stronie Ardenów czeka na mnie kulturalna pustynia, a jedyny plus jest taki, że w miarę szybko można dojechać do „stolicy”. 

Z początku faktycznie dość często tam jeździłem, jednak już parę miesięcy po rozszerzeniu zaczęło naprawdę sporo się dziać: otwarto Abbaye de Neumünster, później Filharmonię, Mudam i Exit. W 2005 odbył się cykl imprez na pierwszą rocznicę rozszerzenia, w 2007 r. same fajerwerki w ramach Europejskiej Stolicy Kultury wiatru w żagle nabrały cykliczne imprezy takie jak Summer In the City, Rock@Field i wiele innych; oryginalny i ciekawy program mają zazwyczaj Grand Théatre, Atelier, Cinémathèque, od paru lat konsekwentnie swoją pozycję umacnia Rockhal, stając się powoli miejscem kultowym nie tylko dla luksemburskiej publiczności, ale także obowiązkowym punktem tras koncertowych zespołów z najwyższej półki. Można by wymieniać dalej, nie zapominając oczywiście o inicjatywach szacownego stowarzyszenia polska.lu asbl :) , z którym miałem okazję współpracować przy kilku okazjach. 

 
Inauguracja Festiwalu Filmu Środkowoeuropejskiego. 
CCR Abbaye de Neumunster, październik 2008 r.



Podsumowując, nie znam ani w Polsce, ani w Europie miasta poniżej pół miliona mieszkańców, w którym tyle by się działo i zapraszani byli tej rangi artyści, dlatego trochę się dziwię, kiedy słyszę opowieści o tym, jaka straszna w tym Luksemburgu nuda. Jeżeli ktoś narzeka, że za mało się dzieje, dlaczego sam czegoś nie zorganizuje, tak jak my zaczynaliśmy od zera z Tygodniem Filmu Polskiego w 2006 r., a wy z portalem, Festiwalem Kultury Polskiej itd.? Jeżeli ktoś ma ciekawy pomysł, trochę czasu i energii, moim zdaniem łatwiej tutaj mu będzie go urzeczywistnić niż w jakimkolwiek innym miejscu. 

MW: Nawiązując do Tygodnia Filmu Polskiego, czy mógłbyś opowiedzieć w kilku słowach o tym, jak zaczęła się twoja przygoda z organizacją festiwalu filmowego? 

RL: W skrócie wyglądało to tak: z moim kumplem Darkiem Trześniowskim stwierdziliśmy, że fajnie byłoby zaznaczyć jakoś naszą obecność na luksemburskiej ziemi, no i dosyć szybko wykrystalizował się pomysł organizacji przeglądu współczesnego kina polskiego, którego od czasu Pianisty darmo było szukać w repertuarze wielkoksięskich kin. 
Poszliśmy sprzedać ten pomysł Claude’owi Frisoniemu, dyrektorowi Neumünster, który ku naszemu zdziwieniu od razu go kupił, mimo że niewiele, obiektywnie rzecz biorąc, przemawiało na nasza korzyść, poza sporą dawką entuzjazmu. Parę miesięcy później, przy wsparciu Ambasady RP, udało nam się zrobić całkiem spory przegląd, na który przyszło ponad 900 osób. Potem w 2008 r. powiększyliśmy skład, zaprosiliśmy do współpracy kolegów z bratnich krajów i wyszedł z tego Festiwal Filmu Środkowoeuropejskiego, który większość czytelników zna i mam nadzieje lubi (w tym roku zapraszamy na jego trzecią już edycję!). 

 
Festiwal Filmu Środkowoeuropejskiego. 
Cinematheque, październik 2009 r. 
Debata w 20 lat po obaleniu Muru berlińskiego



MW: A czego Ci brakowało w Luksemburgu? 

RL: No może trochę ludzi… trochę zgadzam się z jednym kumplem, który mówi, że w Paryżu czy Madrycie w jednym barze siedzi więcej różnych ludzi, niż tutaj w całej dzielnicy. Inna sprawa, że do niektórych ludzi ciężko dotrzeć, np. przez cały swój pobyt nie poznałem bliżej żadnego Luksemburczyka i wśród moich znajomych raczej jest to reguła niż wyjątek. No i oczywiście brakowało mi gór… 

MW: To może teraz odwrotne pytanie: czego z Luksemburga najbardziej brakuje Ci w Grenoble? 

RL: Też przede wszystkim ludzi… – dobrych znajomych i rodziny. Grenoble jest miastem studenckim i też sporo się tu dzieje, jednak brakuje kosmopolitycznego i otwartego ducha luksemburskiej stolicy – wiele osób ma tutaj bardzo francusko-francuskie spojrzenie na świat i nie za bardzo ich interesuje to, co się dzieje „za płotem”. Na pewno też trudniej niż w Luksie nawiązać nowe znajomości – ludzie po trzydziestce mają już z reguły rodziny i niezbyt dużą motywację, by poszukiwać nowych kontaktów. Inna sprawa, że na razie przy rozwijaniu firmy nie mam zbyt wiele okazji, by poznawać ludzi w moim wieku mieszkających w samym Grenoble. 

MW: Czy otwieranie firmy we Francji to droga przez mękę? 

RL: No więc pewnie zaskoczę niektórych czytelników stwierdzeniem, że francuska biurokracja, o której wiele słyszałem i której się obawiałem, wcale nie jest taka straszna. Sprawy formalne udało mi się załatwić dość szybko i sprawnie (jakkolwiek nie było to zapowiadane „jedno okienko”). Może po prostu miałem więcej szczęścia niż bohater „Roku w Paryżu” i w przeciwieństwie do niego natrafiłem na w miarę kompetentnych i uczynnych urzędników? 

MW: Co dokładnie planujesz robić jako świeżo upieczony polski biznesmen we Francji? 

RL: No więc w największym skrócie nasza firma proponuje „szyte na miarę” wyjazdy sportowe i rekreacyjne dla indywidualnych i grupowych klientów, głównie w rejonie francuskich Alp. Typową ofertą jest wyszukanie zakwaterowania na wyjazd narciarski, znalezienie przewodnika lub instruktora na letni wypad górski lub zorganizowanie na miejscu transportu. O naszej ofercie i planach opowiadać mógłbym bardzo długo. Może prościej będzie, jeśli zaproszę czytelników na naszą stronę internetową www.alpysport.com 

 
Na szczycie Mont Blanc 



MW: Kto, Twoim zdaniem, jest potencjalnym klientem AlpySport? 

RL: Nastawiamy się głównie na indywidualnych klientów z Polski oraz Polaków mieszkających za granicą, w tym oczywiście Polonię luksemburską i belgijską. Żywimy jednak nadzieję, że trafią do nas także zainteresowani wypoczynkiem i sportami górskimi turyści z różnych krajów, nawet spoza Europy. Mówimy również po francusku, angielsku, niemiecku, hiszpańsku i włosku, toteż każdy klient będzie bardzo mile widziany. 

MW: A jak zamierzacie konkurować z dużymi firmami turystycznymi? 

RL: Przede wszystkim proponując usługi dostosowane do indywidualnych potrzeb klienta oraz ciekawe formuły, takie jak wyjazdy wędrowne i multisportowe. Duże biura podróży niemające ekipy na miejscu nie są w stanie zaproponować równie szerokiej i elastycznej oferty, więc na pewno jest miejsce na rynku dla takich firm jak nasza. 

MW: W takim razie pozostaje mi tylko życzyć powodzenia temu przedsięwzięciu, mając równocześnie nadzieję, że nie znikniesz całkowicie z Luksemburga. 

RL: Oczywiście, że dalej bywam i będę bywał w Luksemburgu, a już obowiązkowo przyjadę na dwie wielkie organizowane przez stowarzyszenie imprezy, jakimi będą tegoroczne wydania Festiwalu Kultury Polskiej i Festiwalu Filmu Środkowoeuropejskiego. 

MW: Dziekuję serdecznie za rozmowę. 

RL: Dziękuję również i zapraszam wszystkich we francuskie góry! Jako zachętę miło mi zaoferować czytelnikom polska.lu10% zniżki na wszystkie nasze usługi (oczywiście na hasło „polska.lu” :) )!