NASZE PUBLIKACJE

O ''Nocy Helvera'' i jej uniwersalnym przesłaniu

Przedwczoraj w Kulturfabrik w Esch-sur-Alzette grupa teatralna „Jucam” zaprezentowała publiczną lekturę sztuki „Noc Helvera” polskiego autora Ingmara Villqista (właść. Jarosław Świerszcz). „Noc Helvera” będziemy mieli okazję zobaczyć ponownie już w maju, tym razem w pełnej adaptacji scenicznej, na deskach Grand Théâtre w wykonaniu tej samej grupy. Z członkami „Jucam“ – reżyserką przedstawienia Renatą Neskovską i aktorem Fränzem Hausemarem – spotkałam się kilka dni temu. Artyści, choć zmęczeni całodzienną próbą, z radością udzielili wywiadu dla naszego portalu, traktując go nie tylko jako okazję do zareklamowania spektaklu, lecz także jako możliwość do zdobycia wiedzy o polskiej społeczności w Luksemburgu. 


Ania Kiejna: Skąd zainteresowanie twórczością Villqista? 

Renata Neskovska: Kilka lat temu byłam na festiwalu teatralnym w Sarajewie, gdzie sztukę Villqista wystawiano po serbo-chorwacku. Ponieważ mówię po macedońsku, sporo zrozumiałam, a moje zainteresowanie wzbudził szczególnie kontekst, w jakim ją wystawiano. Wszyscy wiemy, co działo się w Bośni i Hercegowinie w latach 90.; dzięki swojemu ponadczasowemu przesłaniu „Noc Helvera” wyraziście wpisała się w sytuację Sarajewa. To tragedia, która jest aktualna właściwie zawsze i wszędzie. 


AK: Czy wiedziałaś o tym, że autorem sztuki jest Polak? 

RN: Po festiwalu owszem, tak, ale wcześniej o autorze nie słyszałam. Po powrocie z Sarajewa zaczęłam szperać po antykwariatach i księgarniach, ale bez powodzenia. Zwróciłam się więc o pomoc do wydawnictwa „Antoine Vitez” z Montpellier, które specjalizuje się w wydawaniu tekstów współczesnych autorów na potrzeby teatru. „Nocy Helvera” co prawda nie znalazłam, ale za to dowiedziałam się, że opublikowano kilka pojedynczych sztuk wchodzących w skład cyklu „Beztlenowcy” w tłumaczeniu Kingi Wyrzykowskiej. Razem z Fränzem uznaliśmy, że jako kompania teatralna jesteśmy zainteresowani, i że będziemy starać się przetłumaczyć na francuski także „Noc Helvera”. Na szczęście udało się zdobyć fundusze, dzięki czemu mogliśmy zlecić Kindze tłumaczenie tekstu. 

„Noc Helvera” przeczytałam po raz pierwszy po serbsko-chorwacku, a Fränz po niemiecku. Na dobrą sprawę Villqista nadal jednak nie znaliśmy, ponieważ tłumaczenie „Beztlenowców” dotarło do nas dopiero później. Od początku byliśmy jednak zafascynowani przekazem, jaki odnaleźliśmy w języku teatralnym Villqista. 

AK: Powiedziałaś, że spektakl w Sarajewie świetnie współgrał z otoczeniem. Co skłoniło Cię jednak do wystawienia tej sztuki w Luksemburgu, w społeczeństwie tak bardzo odbiegającym od bośniackiej rzeczywistości? 

RN: Dla mnie sztuka Villqista jest jak cebula – im dłużej ją obierasz, tym więcej warstw odkrywasz. Z jednej strony ma ona formę klasycznej tragedii – więc dotyczy poniekąd całej ludzkości, Wschodu i Zachodu. Sądzę, że główny problem dotyczy tu konfliktu między jednostką a społeczeństwem, które się jej narzuca, mechanizmów, które nami rządzą, przemocy. Z drugiej strony na scenie widzimy kobietę i mężczyznę – sztuka dotyczy więc również stosunków między płciami oraz dotyka warstwy psychologicznej, intymności każdego z nas. 

AK: W recenzji, która ukazała się po publicznej lekturze sztuki w Lille, napisano, że „Noc Helvera” zasadza się na opozycji: miłość-nienawiść/pożądanie-przemoc/altruizm-przemoc. Jak Wy to widzicie? 

Fränz Hausemar: W sztuce występują 2 osoby – Karla i Helver, o którym wiemy, że cierpi na chorobę psychiczną. Jaką? Tego autor nie zdradza, ale od razu wiadomo, że Helver jest swego rodzaju dzieckiem i nie może być traktowany jako osoba dorosła. Helver odbiera rzeczy tak, jak wyglądają one w danej chwili, jego świat istnieje tylko w czasie teraźniejszym. Karla natomiast ma za sobą burzliwą i kładącą się cieniem na jej życiu przeszłość, a do tego – jako osoba dorosła – jest w pełni świadoma tego, co się rozgrywa na zewnątrz (akcja sztuki osadzona jest w systemie totalitarnym). Karla chce być matką dla Helvera, ale z drugiej strony widzi w nim mężczyznę. 


Villqist żongluje w sztuce zmieniającym się wzajemnym nastawieniem bohaterów. Przemoc? Hmm… myślę, że sztuka ukazuje nam obustronną chęć zdominowania partnera, co w różnym stopniu natężenia charakteryzuje wszystkie związki. Związek Karli i Helvera jest niezdrowy, ponieważ każde z nich nosi w sobie element niespełnienia. Karla, której nie udało się stworzyć domu w przeszłości dla swojego dziecka, na siłę chce stworzyć go teraz dla Helvera, co w obliczu choćby sytuacji politycznej nie może się udać... 

RN: Moim zdaniem problematyka sztuki krąży wokół zapomnienia. Zapomnieć nie wolno! W każdej epoce odżywają te same zagrożenia; także u Villqista wyraźnie widać, jak cienka jest granica między niewinnością i czułością a okrucieństwem. Mogę cię kochać, ale potrafię cię także zabić. Tak, w „Nocy Helvera” z jednej strony w centrum zainteresowania stoi człowiek, we wszystkich aspektach człowieczeństwa, a z drugiej – społeczeństwo i to, co społeczeństwo może zrobić z każdym z nas. Popatrzmy choćby na XX wiek – upadek Muru, a potem wojna w byłej Jugosławii itd. – i z tym wszystkim musimy się zmierzyć na poziomie jednostki oraz jako społeczeństwo. Musimy zadać sobie pytanie, jak mogło dojść do tego wszystkiego i do czego jesteśmy zdolni. 

AK: Jak sądzicie, czy sztuka zawiera wyraźne przesłanie moralizatorskie? 

RN: Nie, Villqist nie moralizuje. 

FH: Co więcej, traktowanie go w kategoriach moralisty byłoby fałszywe. Autor po prostu opisuje stan rzeczy i mechanizmy, które się budzą w obliczu zagrożenia. Sztukę należy czytać w kontekście tego, co przeżyli nasi rodzice i dziadkowie. Szybko wychodzi na jaw, jak mało trzeba, by z normalnej osoby przeistoczyć się w oprawcę. 

RN: Villqist w bardzo świadomy sposób unika moralizowania. W „Nocy Helvera” pokazuje dwie istoty, które w żadnym punkcie nie zbliżają się ku doskonałości, które nie mogą stanowić przykładu do naśladowania, tak bardzo same są ułomne.



AK: „Noc Helvera czytaliście już w Lille i w Paryżu. Czy na spotkaniach byli obecni Polacy? Jakie były reakcje publiczności? 

FH: Może zacznę od spotkania w Paryżu, gdyż odbyło się ono niedawno, w połowie stycznia. Gościliśmy w Instytucie Kultury Polskiej, tak więc publiczność składała się głównie z Polaków. Organizatorzy nie przewidzieli niestety rozmowy z przybyłymi osobami, a szkoda. Mogliśmy za to porozmawiać z samym autorem sztuki. 

AK: I jakie wrażenie? 

FH: Niezwykle pogodny i pozytywnie nastawiony do świata człowiek! Muszę przyznać, że na początku baliśmy się trochę jego reakcji, bo jak wiadomo Villqist zwykł sam reżyserować swoje sztuki, tak więc nie wiedzieliśmy, jak przyjmie nasz pomysły. 

AK: I..? 

FH: Jak najbardziej pozytywnie. Najważniejsza nauka, jaką wynieśliśmy z tego spotkania, to pewność, iż autor jest zadowolony z tego, że nie traktujemy Helvera jako idioty, który nie ma pojęcia o niczym, co się dzieje poza nim, na pozór nie ponosi więc odpowiedzialności. 

Villqist charakteryzuje się głębokim poczuciem humoru, nie wiem, czy to jakaś polska specjalność (śmiech), ale takie ironiczne podejście do rzeczywistości bardzo mi odpowiada. 

AK: A spotkanie w Lille? 

FH: Czytanie w Lille odbyło się w ramach festiwalu sztuk europejskich. Mieliśmy dwa spotkania z publicznością i szczególnie po pierwszym odniosłem wrażenie, że sztuka zaskoczyła widzów. Po tym, jak skończyliśmy, zapadła grobowa cisza i dopiero po jakimś czasie, gdy publiczność złapała oddech, zaczęto nam zadawać pytania. Ogólnie muszę powiedzieć, że oba spotkania upewniły nas, że idziemy właściwą drogą. 

RN: W tym kontekście chciałabym na chwilę wrócić do pytania o stronę moralizatorską i podkreślić, że trzeba pamiętać, że bohaterowie Villqista są cały czas odpowiedzialni za swoje czyny, a autor nie rozgrzesza ich zachowania niewiedzą czy faktem niepełnosprawności. Obydwoje działają w pełni świadomie. 

FH: Tak, Helver nie jest zwolniony z odpowiedzialności za system, który w rzeczywistości zwraca się przeciwko takim osobom jak on… 

RN:… co z kolei unaocznia widzom, że wszyscy za coś odpowiadamy. Myślę, że publiczność właściwie to odczytuje. 

AK: W jednej z recenzji przeczytałam, że sztuki Villqista zawierają za dużo literatury, a za mało teatru. Co o tym sądzicie? 

RN: Zupełnie się z tym nie zgadzam. Moim zdaniem Villqist tworzy swój własny język, by móc dogłębnie przyjrzeć się danej kwestii, bez zbędnych upiększeń. Akcja jego sztuk jest zamknięta w słowach, co stanowi istotę teatru jako takiego. Etymologicznie słowo „teatr” pochodzi od czasownika „przyglądać się, patrzeć”. U Villqista nie tylko widzimy, ale i słyszymy.

AK: Czego spodziewacie się po majowych (8-9 maja) spektaklach w Grand Théâtre? 

FH: Na razie cieszymy się samym faktem, że w ogóle dostaliśmy do dyspozycji salę. To wielki sukces! O tym, co potem, na razie nie myślimy. Na pewno chcielibyśmy pokazać sztukę w miejscach, gdzie jest spora społeczność Polaków. 

AK: Może w Brukseli…? 

FH: Dobry pomysł. Co potem – nie wiem. „Jucam” to tylko my, Renata i ja, tak więc możemy realizować tylko jeden projekt na raz. 

RN: Pewnie, jak robimy to od lat, zaczniemy nowe poszukiwania teatralne. 



AK: Zdradźcie jeszcze, co oznacza nazwa Waszego teatru? Gdy lekko zmienić wymowę, można by powiedzieć, że to polskie słowo „szukam”, co by się zgadzało z obraną przez Was artystyczną drogą... 

FH (śmieje się i naśladuje wymowę): Naprawdę? A to ciekawe! Niestety nie trafiłaś. Nazwa pochodzi z języka rumuńskiego i oznacza „gramy”. Więc gramy… 

Ania Kiejna 

* * *


Szkoda, że we wtorkowy wieczór pogoda nie dopisała, co pewnie zniechęciło wielu do wyjścia z domu. Z przykrością należy stwierdzić, że wśród widzów Polacy nie dopisali. A szkoda wielka, bo francuskie tłumaczenie tekstu jest bardzo dobre. Ci, którzy przybyli do Kulturfabrik, na pewno się nie zawiedli: w czasie trwającej blisko dwie godziny lektury aktorzy – Fränz Hausemar w roli Helvera i Delphine Cheverry jako Karla – nie tylko przeczytali tekst, ale zinterpretowali go tak, iż można było odnieść wrażenie uczestnictwa w prawdziwej inscenizacji teatralnej. Po spektaklu można było porozmawiać z artystami przy lampce wina i dowiedzieć się więcej na temat szczegółów ich pracy i odbioru tekstu Villqista. Ale nie wszystko stracone – bilety na majowe spektakle w Grand Théâtre można już rezerwować. Gorąco polecam!