- W sierpniu br. pani Marta Gajęcka została powołana na wiceprezesa Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI), zastępując na tym stanowisku Czecha, Ivana Pilipa. Jej kandydatura została uzgodniona z przedstawicielami innych państw członkowskich, które przystąpiły wraz z Polską do Unii Europejskiej w 2004 r., a których polska wiceprezes jest również przedstawicielem w 9-osobowym Zarządzie EBI. Standardowo kadencja członka Zarządu EBI trwa lat 6, lecz w wyniku porozumienia między reprezentowanymi państwami członkowskimi co 3 lata następuje rotacja na tym stanowisku.
Marta Gajęcka karierę rozpoczęła w Ministerstwie Finansów zaraz po studiach (najpierw na kierunku socjologicznym i filozoficznym UW, potem na międzynarodowych stosunkach gospodarczych i politycznych na SGH). W latach 2002–2004 była radcą ds. finansowych w Stałym Przedstawicielstwie RP przy OECD w Paryżu, a następnie w latach 2004-2006 pełniła funkcję radcy ds. finansowych w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Unii Europejskiej w Brukseli gdzie kierowała także wydziałem budżetu i finansów. Po powrocie do Polski Marta Gajęcka pełniła funkcję wiceministra finansów.
Praca w instytucjach międzynarodowych nie jest jej więc obca. Nie obce jest jej również życie z dala od Polski i w biegu (mówi, że w ciągu ostatnich 10 lat przeprowadzała się już tyle razy pomiędzy Paryżem, Brukselą i Warszawą, że do Luksemburga przyjechała już tylko z podręcznym bagażem). My porozmawialiśmy z nią o jej nowej pracy w EBI, ale także o byciu emigrantem i o tym, jak trudno jest dostać się do Luksemburga…
Redakcja: Europejski Bank Inwestycyjny w przyszłym roku obchodzić będzie 50. rocznicę swojego istnienia. Jest on określany jako „finansowe ramię Unii Europejskiej”. Co to oznacza w praktyce?
Marta Gajęcka: Statut Banku jest częścią Traktatu o Unii Europejskiej. Zadaniem EBI jest skuteczny wkład w realizacje celów Unii Europejskiej za pomocą odpowiedniego zestawu projektów. W związku z powyższym do priorytetów EBI w zakresie prowadzonej polityki kredytowej należy promocja spójności społecznej i gospodarczej, wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw, ochrona środowiska, wspieranie innowacji, rozwój transeuropejskich sieci transportowych i energetycznych oraz zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego.
R: Jaka jest Pani rola w codziennym funkcjonowaniu Banku i jego zarządu?
MG: Jestem jednym z członków Zarządu Banku. Zarząd pod kierownictwem przewodniczącego i nadzorem Rady Dyrektorów jest odpowiedzialny za bieżące działania Banku. Jednocześnie zarząd przygotowuje decyzje Rady Dyrektorów zwłaszcza dotyczące udzielania kredytów bądź gwarancji, a następnie zapewnia ich wykonanie.
Pani Marta Gajęcka, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Fot. © by S. Serwin
R: A jaki zakres tematyczny jest Pani szczególnie przypisany?
MG: Do mojego zakresu kompetencji należy finansowanie operacji w Polsce, Czechach, na Węgrzech, Słowacji, w Słowenii i Bułgarii, a także transeuropejskie sieci transportowe i energetyczne oraz tzw. corporate social responsibility, co można przetłumaczyć jako społeczną odpowiedzialność Banku. Jestem także z ramienia EBI wicegubernatorem w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju EBOR.
R: Czy Pani obecność w zarządzie Banku zwiększa szansę, że dzięki lepszemu wykorzystaniu dostępnych środków Polska wybuduje np. więcej dróg?
MG: Ze względu na zakres moich kompetencji, do których należy finansowanie operacji w Polsce, staram się być w jak najściślejszym kontakcie z krajem i informować na bieżąco o możliwościach finansowych, jakie tworzy EBI. Myślę, że w takim zakresie, w jakim nasi polscy partnerzy skorzystają z tej wiedzy, mogę się przyczynić do tego, że tych dróg będzie więcej.
R: W Banku pracuje kilkudziesięciu Polaków. Czy ich zakres odpowiedzialności powiązany jest ze sprawami polskimi, czy nie ma to znaczenia przy obsadzaniu wolnych stanowisk?
MG: Zakres kompetencyjny poszczególnych pracowników Banku nie jest powiązany z ich pochodzeniem. Oczywiście zdarzają się sytuacje, iż Polacy pracują przy operacjach związanych z Polską, wówczas bez wątpienia znajomość kraju i języka jest znaczną wartością dodaną. Ponadto warto podkreślić, iż dla banku ważna jest także mobilność pracowników, która pozwala zachować pewną elastyczność i otwartość, na którą Bank kładzie duży nacisk.
Pani Marta Gajęcka, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Fot. © by S. Serwin
R: Jak została Pani przyjęta przez polskich pracowników Banku? Czy była szansa, żeby ich wszystkich poznać?
MG: Szczerze mówiąc, nie miałam jeszcze okazji wszystkich poznać, aczkolwiek mam nadzieję, że będę miała taką okazję. Poznałam część i było to bardzo ciepłe i serdeczne przyjęcie.
R: Czy istnieje w Banku jakaś tradycja spotkań polskich, widoczna forma integracji pracowników polskich?
MG: Z moich obserwacji wynika, że ludzie spotykają się, przyjaźnią się ze sobą, myślę więc, że te stosunki są ciepłe, serdeczne i przyjacielskie. To jest naturalne, że będąc za granicą, ma się ochotę zachować kontakt ze swoimi rodakami.
R: Jaka jest procedura w Banku rekrutowania nowych pracowników?
MG: Bank identyfikuje swoje potrzeby kadrowe i informuje o wolnych stanowiskach m.in. na swoich stronach internetowych. Każdy, kto spełnia kryteria określone w tych ogłoszeniach, może ubiegać się o pracę na danym stanowisku. Następnie na bazie otrzymanych dokumentów dział kadr w porozumieniu z odpowiednimi dyrektorami dokonuje wstępnej selekcji kandydatów, po której przeprowadzane są testy i rozmowy kwalifikacyjne z poszczególnymi kandydatami i na podstawie ich wyniku podejmowana jest decyzja dotycząca wyboru określonej osoby.
R: A z jakiego powodu Bank ma procedurę rekrutacyjną odrębną od pozostałych instytucji unijnych, które korzystają z list kandydatów ustalanych przez EPSO?
MG: EBI to jest jednak bank, który musi działać sprawnie i równie sprawnie znajdować potrzebnych pracowników. Moim zdaniem tutejsze procedury umożliwiają szybkie znalezienie pracowników, którzy niejednokrotnie muszą spełniać bardzo wysokie wymagania pod względem kwalifikacji. Bank co do zasady szuka konkretnych osób do realizacji określonych zadań.
R: Wróćmy teraz na moment do tematu Pani powołania na stanowisko prezesa EBI. Jak wiemy, była to procedura mianowania przez państwo, któremu zgodnie z porozumieniem przysługiwało w tym momencie prawo wystawienia kandydata...
MG: Procedura ta jest nieco bardziej skomplikowana. Kraj nie mianuje wiceprezesa, tylko wskazuje kandydata. A ten kandydat potem musi przejść długą i żmudną procedurę mianowania. Wiceprezes jest mianowany przez Radę Gubernatorów na wniosek Rady Dyrektorów.
R: A dlaczego „wskazanie” pani kandydatury przeszło właściwie bez echa w Polsce, szczególnie, jeśli porównamy to z wyjazdem Kazimierza Marcinkiewicza do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, który jako bank posiada przecież budżet 10-krotnie mniejszy od EBI? W jego przypadku było takie wielkie medialne święto, dyskusja ogólnonarodowa...
MG: Wydaje mi się, że to wynika przede wszystkim z tego, że Kazimierz Marcinkiewicz jest znanym politykiem. Siłą rzeczy, ze względu na jego ogromną popularność, jego osoba przyciąga uwagę. Natomiast ja zawsze zajmowałam się sprawami międzynarodowymi i finansami. Przy moim mianowaniu zainteresowanie było, ale ze strony instytucji międzynarodowych i prasy ściśle finansowej.
R: Ale to można było lepiej sprzedać, że oto Polska ma w Banku niezwykle ważne stanowisko... Jednak nie zostało to w taki sposób przedstawione, tylko przeszło zupełnie bez echa. A wręcz w serwisach internetowych pojawiła się jedynie sucha informacja, że została Pani odwołana ze stanowiska Wiceministra Finansów...
MG: Widziałam komunikat, który został w tej sprawie wydany przez Ministerstwo Finansów i zostały w nim zawarte wszystkie niezbędne informacje. Ale rzeczywiście w prasie opublikowano najpierw tylko wiadomość o odwołaniu. Dopiero po południu pojawiła się informacja o powołaniu na stanowisko Wiceprezesa EBI. Być może uproszczenie, jakiego dokonano, wynikało z faktu, iż EBI moim zdaniem nie było w Polsce wystarczająco znane.
R: Powróćmy teraz może do Luksemburga. Jak podoba się Pani ten kraj, jako miejsce pracy i życia? Co jest dla Pani najbardziej błogosławioną, a co najdotkliwszą różnicą wobec Paryża, Warszawy, Brukseli, gdzie Pani wcześniej mieszkała i pracowała?
MG: Rzeczywiście mam tu pewną skalę porównawczą. Przede wszystkim żyje się tu bardzo spokojnie. Przy tak aktywnym życiu zawodowym, jakie prowadzę w związku z pełnioną funkcją, przy takiej ilości czasu, jaki spędzam w podróżach, powrót do takiego miasta jak Luksemburg jest pewnego rodzaju ukojeniem. Jest to miejsce niezwykle ciche, spokojne, z pięknymi widokami. Dlatego jest tu przyjemnie wrócić. Fantastyczne usytuowanie Luksemburga powoduje, że nie potrzeba wielkich podróży, aby zwiedzić ciekawe miejsca w Europie. Ponadto jest tu świeże powietrze, co w porównaniu do wielu aglomeracji w Europie jest dużym plusem. Z tych wszystkich względów jakość życia w Luksemburgu jest naprawdę wysoka.
R: Co w takim razie najbardziej przeszkadza Pani w tym kraju?
MG: Zdecydowanie najbardziej doskwiera mi brak bezpośredniego połączenia lotniczego z Polską. Było kiedyś przecież połączenie z Warszawą, ale zostało zawieszone w takim nienajlepszym chyba momencie. Wtedy jeszcze nie było tutaj tylu Polaków w instytucjach europejskich. Teraz byłoby dużo więcej potencjalnych pasażerów. Nad tym bardzo ubolewam i myślę, że nie tylko ja. Dojazd do Luksemburga naprawdę nie jest prosty i jest niezwykle czasochłonny. Żartuję niekiedy, że czas, potrzebny na dotarcie z Warszawy do Luksemburga wystarczyłby, żeby dolecieć bezpośrednim samolotem do Nowego Jorku.
R: A w którym z tych wspomnianych wcześniej miast czuje się Pani najbardziej u siebie? Mieszkała Pani i pracowała w Warszawie, Paryżu, Brukseli, teraz w Luksemburgu? Dokąd jedzie Pani ze świadomością powrotu do domu?
MG: Do Warszawy. Zawsze. Jestem pod tym względem lokalną patriotką.
R: Czy według Pani Polacy, których losy zawodowe czy osobiste zawiodły za granicę, powinni się integrować, szukać kontaktu z innymi Polakami, z kulturą, językiem polskim, czy z jakichś powodów powinni starać się uniezależnić od kraju pochodzenia?
MG: Wydaje mi się, że przede wszystkim powinni być elastyczni. Widzę po sobie, że po pewnym czasie pobytu za granicą człowiek odczuwa potrzebę spotykania się z rodakami, porozmawiania w swoim ojczystym języku. Ale jestem przeciwna ograniczaniu się, zamykaniu się w kręgu własnej grupy narodowościowej. Jeżeli żyje się w jakimś kraju, to jest to najlepsza okazja, żeby poznać innych ludzi, inne kultury, inne języki. To bardzo wzbogaca intelektualnie. Trzeba więc zachować elastyczność. Jest też tak, że jak się zaczynamy zajmować sprawami międzynarodowymi, to potem zawsze już odczuwa się potrzebę tego kontaktu ze światem zewnętrznym.
R: Miała już Pani szansę poznać w Luksemburgu jakąś część społeczności polskiej spoza swojego kręgu zawodowego?
MG: Szczerze mówiąc, jeszcze nie. Zbyt krótko tu jestem i zbyt dużo podróżuję, ale mam nadzieję, że będę miała okazję poznać.
R: A zdarzyło się Pani zabłądzić na naszą stronę internetową polska.lu?
MG: Nie zbłądziłam, a celowo weszłam. Mam nadzieję, że jak uda mi się podłączyć Internet w domu, będę stałym gościem.
R: Zapraszamy w takim razie serdecznie i dziękujemy za rozmowę.