NASZE PUBLIKACJE

 ''Kapitanowie kwietnia'' i ''Jasne błękitne okna''

''Kapitanowie kwietnia'' i ''Jasne błękitne okna''

Jednym z gości DirActor’s Cut była Maria de Medeiros, znana szerszej publiczności między innymi dzięki roli Fabienne w Pulp Fiction. Mimo sukcesu w Hollywood utalentowana Portugalka gra głównie w europejskich filmach, a od czasu do czasu staje także za kamerą. Na Festiwalu miałam okazję obejrzeć pierwszy wyreżyserowany przez nią film długometrażowy - Capitães de Abril(Kapitanowie kwietnia). 

Filmy oparte na wątkach historycznych są dziś coraz bardziej popularne, ale kino woli raczej sięgać daleko w przeszłość, niż analizować drażliwe wydarzenia z historii najnowszej. W Kapitanach kwietnia Maria de Medeiros podjęła to wyzwanie, przedstawiając kluczowe 24 godziny portugalskiej „rewolucji goździków”. Rozwój wydarzeń obserwujemy oczami trójki bohaterów – dwóch kapitanów stojących na czele zamachu i żony jednego z nich (w tej roli de Medeiros). 

To film nie tylko dla miłośników historii, choć na pewno warto obejrzeć go po to, by dowiedzieć się czegoś więcej o tym słabo znanym wydarzeniu. Można w nim jednak znaleźć także uniwersalne prawdy o istocie rewolucji, władzy czy ideologii. Momentami reżyserce nie udaje się uniknąć patosu – ale czy jest to w ogóle możliwe, gdy bierze się na warsztat takie tematy? Rewolucja przedstawiona przez de Medeiros jest na wskroś romantyczna: sygnałem do jej rozpoczęcia jest zakazana piosenka do słów poety; czołgi przeciskają się przez strome ulicy Lizbony z goździkami w lufach, a przywódcy zamachu znoszą wszelkie upokorzenia i usuwają się w cień, byle tylko uniknąć rozlewu krwi. Kapitanowie kwietniapozwalają trochę lepiej zrozumieć mentalność naszych sąsiadów z Wielkiego Księstwa - a to już chyba wystarczający powód, by wybrać się do kina. 


Zupełnie inny, osobisty charakter ma obraz Jasne błękitne okna w reż. Bogusława Lindy. Niedzielny pokaz w Cinematheque zgromadził niewielu widzów; tym razem nieobecni mieli rację. Ten film drażni i męczy już od pierwszych chwil, kiedy to z offu odczytywany jest pseudopoetycki tekst. Szkoda, że zmarnowano potencjalnie dobry scenariusz o przyjaźni dwóch kobiet z różnych światów – wiejskiej krawcowej i gwiazdy showbiznesu. Gdy Beata i Sygita spotykają się po latach, wydaje się, że nic już ich nie rozłączy, ale wkrótce życie niemile zaskoczy każdą z nich. Na tym tle pojawiają się trudne pytania o przyjaźń, miłość czy macierzyństwo. Zamiast jednak skupić się na relacjach między postaciami, film epatuje cierpieniem i udziwnia całą historię wspomnianymi „głębokimi” komentarzami i „awangardowymi” ujęciami. Przy okazji Linda z upodobaniem kreśli ponury obraz polskiej prowincji: walących się chałup zamieszkanych przez zdegenerowanych pijaków i dziwaków. Kiedy wreszcie doczekamy się zakończenia tego pasma dołujących filmów w polskim kinie! Jedyny pozytyw to gra Joanny Brodzik, która udowadnia, że drzemie w niej niewykorzystany potencjał. 

A.J.B.